15 lipca, 2015

DESTROYED: ROZDZIAŁ 2

- Coś ty zrobił z włosami?! - to były pierwsze słowa, które usłyszał każdy po wejściu Annie do biura. Zostały one skierowane do Davida. Był to wysoki chłopak z zielonymi oczami i długimi brązowymi włosami. No właśnie, był. Teraz zostały one pofarbowane nq fioletowo.
- Powiedziała ta, która ma czerwone - odparł bez namysłu.
- Pfff, no dzięki - warknęła dziewczyna.
- Ej, co tu się dzieje? - zza ściany wyjrzała Alex, blondynka z niebieskimi oczami.
- Ehh... dobra mniejsza. Znajdź lepiej właściciela tego domu strachów - czerwonowłosa zrezygnowała z walki. Usiadła w milczeniu na krześle przy swoim biurku i zaczęła bawić się swoim nożem motylkowym. Cały komisariat zawsze był pod wrażeniem skomplikowanych trików wykonywanych przez dziewczynę. Każdy pamiętał, jak jeden z policjantów powiedział, że nie ma co podziwiać. Annie dała mu nóż, a tamten przystąpił do działania. Nie udało mu się nawet podrzucić przedmiotu, a już się zaciął. Teraz natomiast Peter podpierał się o ścianę i ją obserwował. Patrzył raz na skupienie malujące się na jej twarzy, a raz na nóż.
- Co się tak przyglądasz? - podeszła Alex i przerwała zamyślenie chłopaka.
- Widziałem gdzieś ten nóż - odparł bez dłuższego zastanowienia.
- Nie tylko ty, przecież często go pokazuje.
- Ale nie u niej. Wiesz co, daj mi ten raport z 87, muszę go przeanalizować.
Alex posłusznie poszła po teczkę. Peter zaczął przeglądać i znalazł to co chciał: "Narzędzie zbrodni: nieznalezione". Zamknął dokument i jeszcze raz spojrzał na nóż. Teraz miał pewność, że Mike zabił nim tamte bliźniaki, ale jedna rzecz się nie zgadzała. Annie od zawsze mówiła, że to pamiątka rodzinna. Dostała go od ojca, a jej ojciec od swojego ojca itd. W pewnym momencie dziewczyna schowała nóż motylkowy i gwałtownie wstała tak, jakby przypomniało jej się coś bardzo ważnego.
- Znalazłeś? - zapytała.
- Tak, Alice Cawthon, wnuczka Scotta Cawthona, który wykupił pizzernię z animatronikami od Vincenta Fostera - odpowiedział.
- Dobra zgarnij ją jutro na komisariat to ją przesłuchamy. Alex, przejrzyj nagrania z monitoringu, a ty Peter lepiej idź do domu i się wyśpij.
- Nie mam zamiaru - zaprotestował.
- Tylko żebyś jutro nie zaspał do pracy, bo w przeciwnym razie to się źle skończy - popatrzyła na niego groźnie. Dziewczyna wyszła z pokoju zapewne do policjantów, którzy wrócili z pracy w terenie i zebrali dowody.
- To teraz mam wam coś do powiedzenia - odezwał się Peter. - Uznacie mnie za chorego psychicznie no ale muszę komuś to powiedzieć, a że nie ma Annie, to nikt mnie nie wyśle do psychiatryka.
- Prędzej to ja bym ją tam wysłał - odarł David.
- Co ty do niej masz - wzburzyła się Alex. - Co ci takiego zrobiła?
- Czy to jest normalne, że człowiek się uśmiecha kiedy pakuje komuś kulkę w łeb? - zaczął dyskusję.
- Należy się tym co nie działają zgodnie z prawem.
- Ale ten uśmiech jest właśnie taki... taki psychiczny.
- Ciesz się, że to nie z twojej śmierci ma radość - nie dawała za wygraną. - Do tego co ty możesz wiedzieć, jak nawet strzelać nie umiesz.
- Dobra przymknijcie się, mamy gadać o mnie, a nie obgadywać Annie - przerwał im Peter. - Czytaliście ten raport o Mike'u Shmidt?
- Właśnie dlatego się przefarbowałem.  Ten Vincent miał gust do koloru włosów.
- Ehh... teraz będzie ta gorsza część - opowiedział im wszystko co widział i słyszał - ...i nie wiem co mam o tym myśleć.
- Nie martw się, będziemy cię wspierać, a przynajmniej ja - David poklepał go po ramieniu.
- Dzięki.
- A teraz weź mi powiedz, czy ta Alice jest serio taka ładna - pokazał mu zdjęcie blondynki z zielonymi oczami w komputerze.
- Ktoś tu się zakochał - dobiegł zza ściany głos Alex.
- No może... - rozmyślił się fioletowowłosy. Dopiero teraz Peter spojrzał na zegarek. Była 10 w nocy, a oni dalej siedzieli w biurze. Do tego Annie nie wracała.
- Gdzie ona się podziała? - zapytał reszty.
- Nie mam pojęcia - podeszła Alex.
- Może do niej pojedziemy i się dowiemy, czemu nie wróciła? - zaproponował David.
- No to ruszamy - powiedziała z entuzjazmem dziewczyna i wyszli z komisariatu.
●●●
- Masz ten obrazek? - wyszeptała Annie do zakapturzonej postaci.
- Tak mam - odezwał się metaliczny głos. Wyjął małą karteczkę i podał ją dziewczynie. Zatrzymali się pod jej blokiem, a czerwonowłosa oglądała rysunek.
- Tak, to Peter. Mike miał talent, nawet mam w domu jeszcze parę innych jego dzieł. Na jednym chyba jesteś ty, Vincent - mówiła. - Czekaj, ktoś idzie. Schowaj się w tym ciemnym zaułku - wskazała na wnękę między blokami. Dziewczyna wyciągnęła nóż.
 - Annie, to tylko my, spokojnie - odezwała się Alex.
- Odejdźcie.
- Wyjaśnij nam o co chodzi, w trybie teraz - odezwał się David.
- Nie zmuszajcie mnie do tego.
Peter zaczął się jej przyglądać. Do czego mieli ją zmuszać? Nagle mu zaświtało w głowie, że wcześniej nie zauważył, iż Mike miał delikatnie naciętą rękę kiedy szedł do Clary. To mogłoby wyjaśniać jego późniejsze zachowanie, ale jak? W końcu się odezwał:
- Odłóż ten nóż, dobrze.
- Odejdźcie - mówiła to załamującym się głosem.
 - Masz nam powiedzieć co tu się dzieje! - wykrzyknął David.
- Sam się prosiłeś - przejechała nożem po lewym ramieniu. Wszyscy oprócz Petera i Vincenta byli zdziwieni jej postępowaniem. Po chwili można było zauważyć szaleństwo malujące się w jej piwnych oczach i okropny uśmiech wpełzający na jej twarz. David stał najbliżej. Dziewczyna w ułamku sekundy rzuciła się na niego. Rozpoczęła się wymiana ciosów. Chłopak próbował się bronić jednak nie dał rady zapobiec rozcięciu części jego twarzy. Rana rozciągała się od lewego oka aż do ust. Alex musiała zatkać uszy, gdyż śmiech Annie był przeraźliwy. W końcu Vincent wkroczył do akcji i złapał dziewczynę, odciągając ją od walki.
- Puszczaj - nie dawała za wygraną. Szarpała się z nim, jednak metaliczny uścisk wygrał.
- Kim jesteś? - odezwał się Peter do zakapturzonej postaci.
- Vincent Foster, o ile coś ci to mówi - odparł i odgarnął kaptur ukazując twarz animatronika - długa historia, ale albo ją znasz, albo ją poznasz. A ten co odgapił ode mnie kolor włosów to kto?
- David - odparł Peter pomagając mu wstać.
- Chłopcy, może wejdziemy do mieszkania Annie, a nie stoimy tak na ulicy - zaproponowała Alex. Wszyscy zgodnie ruszyli klatką schodową. Kiedy już weszli do mieszkania, Vincent zamknął Annie w łazience, żeby się uspokoiła, Peter natomiast usiadł przy stole tyłem do reszty, a Alex próbowała coś zrobić z raną Davida.
- Zagoi się? - odezwał się w końcu fioletowowłosy.
- Wątpię - odparła blondynka.
- Mówiłem, że jest jakaś psychiczna, ale po co się mnie słuchać, co?
- Oj już nie gadaj tyle - odparła Alex.
- Wywalą ją z roboty jak się patrzy.
- David, przymknij się! Nie mogę się przez ciebie skupić! - krzyknął wreszcie Peter. W końcu usłyszeli pukanie do drzwi.
- Już dobrze, nikomu nic nie zrobię - powiedział Annie. Vincent otworzył drzwi. Okazało się, że dziewczyna zmyła farbę z włosów ukazując ciemny odcień blondu. Podeszła do szafy, z której wyjęła pudełko. Otworzyła je.
- Oto akt mojego urodzenia - pokazała reszcie papier. - Nie jestem Annie Winterhill, jestem Annie Shmidt.
○○○
~ Nightmare Foxy

3 komentarze:

  1. hahahahah xDDDD już na pierwszym zdaniu sie popłakałem ze śmiechu xDDDD czekam na więcej :3
    ~Podekscytowany Foxy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodzę się z tobą xD Ja i Foxy czekamy na więcej! :3

      Usuń
  2. Ja też zamykam mojego psa w łazience, jak furii dostaje ;-;

    OdpowiedzUsuń